a czego się spodziewałaś? to jak Jane Austin tylko wydanie lesbijskie. To jak Złodziejka, tylko bez wątku kryminalno-zagadkowego. Konwenanse, kultura, społeczne zależności i prosta historia miłosna..

Jane AUSTEN! Nie "austin".

Nie zgodzę się. "Złodziejka" trzymała w napięciu. To niby także, ale te dwa obrazy dla mnie samej oddziela nie mala przepaść.

Może dlatego, że "Złodziejkę" nakręcono na podstawie powieści współczesnej pisarki, (która tylko osadziła ją w epoce wiktoriańskiej), a ten film powstał na podstawie prawdziwej historii? ;)

A... to tego nie wiedziałam. Dziękuję za wyjaśnienie :))

:)

Z całym szacunkiem dla Pani Dziedziczki :) o ile mogę się tak wyrazić, ale film "Złodziejka" jest wierną i bardzo udaną ekranizacją nagrodzonej powieści Sarah Waters, co wcale nie umniejsza jego wartości.

Natomiast co z tego, że film o Annie Lister powstał na podstawie scenariusza, którego bohaterką jest postać autentyczna, skoro okrojono ją praktycznie ze wszystkich jej atrybutów po to, aby pokazać w jakimś wyimaginowanym przez panią scenarzystkę świetle?
Naprawdę Anna Lister była typem bardzo męskim , który określamy dziś jako "butch". Nosiła się jak mężczyzna, czyli surduty, spodnie, męskie obuwie itd...ba... nawet ponoć nosiła kilkudniowy zarost. Ponadto miała niebywałą głowę do interesów i była bardzo kochliwa. Prawda historyczna jest trochę różna od obrazu pokazanego w filmie, gdzie mamy sukienki, buty na koturnach i raczej kobieco wyglądającą bohaterkę.

Z tą "historią prawdziwą" to się po prostu nie mogę zgodzić. Prawdą jest jednak, że historie oparte na faktach mają często pewną przewagę nad fikcyjnymi, ponieważ posiadają "własną duszę", przynajmniej powinny posiadać chociaż jej cień :)